Z życia wzięte - opowieść Agnieszki o wizycie w salonach sukni ślubnych

Pierwsze wizyty w salonach sukien ślubnych mogą być bardzo przyjemne i zachęcające do dalszych poszukiwań, ale i także mogą na starcie zasmucić przyszłą Pannę Młodą, wpędzając ją w kompleksy, czy zniechęcając do dalszych poszukiwań. Co ma na to wpływ? 

Wiele czynników, jednak, jak przekonała się na własnej skórze Agnieszka - nasza Czytelniczka, ogromny wpływ na to, jak Panna Młoda odbierze wizytę w salonie mody ślubnej mają nie tylko prezentowane w nim suknie, ale i przede wszystkim... obsługa klienta. Zobaczcie, jak przebiegały poszukiwania sukni Agnieszki!

ślub wesele suknia ślubna panna młoda porady inspiracje wybór sukni ślubnej wizyta w salonie mody ślubnej inspiracjeZdjęcie - Elmero

Odkąd pamiętam marzyłam o dniu swojego ślubu. Amerykańskie filmy i ceremonie ociekające kwiatami i blichtrem były moimi pierwszymi inspiracjami. W miarę wchodzenia w dojrzałość emocjonalną i finansową, pewne rzeczy się nieco zdezaktualizowały. Przestałam marzyć o sukience w filmów Disneya, chciałam kupić piękną, kobiecą suknię ślubną za rozsądną cenę, ale też czułam podświadomie, że w tym wypadku cena nie gra roli. Co tu dużo mówić - chciałam wyglądać tego dnia najpiękniej.

Na przymiarki zaprosiłam moją Przyjaciółkę i moją Mamę. Nie wiem, czy do końca byłam pewna, że mama będzie pomocna, ale chciałam sprawić jej przyjemność. Moja przyjaciółka zna mnie od lat, wie jakie mam wady sylwetki, zna moje kompleksy, ale i także dokładnie wie, co kocham pokazywać. Wiedziałam, że będzie moim "lustrem" i szczerym, pomocnym doradcą.
Nie mogłam spać w noc poprzedzającą przymiarki, na tę okazję zakupiłam tez specjalną, beżową bieliznę i o 6.30 byłam już gotowa, mimo, że nasz plan przewidywał pierwszą wizytę w salonie dopiero o 10.00.
Pełne emocji i ekscytacji, przed godziną 10 zaparkowałyśmy w pobliżu najbardziej ślubnej ulicy w Krakowie.
Uśmiechnięte, chichoczące wchodzimy do pierwszego salonu, by nagle zderzyć się z nieprzyjemnym wrażeniem, że po drugiej stronie kontuaru, czekają na nas tak lodowate osoby, że na starcie odechciało nam się wszystkiego.
Nieprzyjemna Pani bez cienia uśmiechu pyta czy byłyśmy umówione ( no jasne! ) oczywiście, że tak, podaję moje nazwisko. Pani pyta mnie kiedy ślub i czego szukam. Ja w sumie nie wiem, czego szukam, bo nigdy nic nie przymierzałam. Ekspedientka, wciąż z rezerwą i nieprzyjemnym, wymuszonym uśmiechem mówi, że mam obejrzeć w szafach modele i wybrać to, co mi się podoba. Każda z nas ( Mama, Przyjaciółka i Ja) niechętnie, zrażone pierwszym wrażeniem, próbujemy coś znaleźć.
-Ej, dobra - mówię do nich, -może wstała lewą nogą. Mamy 6 różnych modeli, zaczynajmy! Pani zaprasza mnie do przymierzalni i każe rozebrać do bielizny.
Przymierzam sukienkę numer 1 - kompletnie nie na mnie, to był model wybrany przez Mamę.
Przymierzam drugą- jest lepiej, na tyle, że pokazuje się mojemu jury, ale one bez cienia entuzjazmu mówią -w porządku, ale nie dla ciebie. Pani z salonu, wciąż bez emocji podaje mi 3, potem 4 suknię, ale mam nieodparte wrażenie, że ona nie chce mi nic podpowiedzieć. Na końcu mówi, że to już wszystko - nie pokazuje mi nic więcej. Zapisuje jeden model sukni na wizytówce, podaje nam cenę i wychodzimy. Szepczemy do siebie -o mamo co za obsługa!

Kilka sklepów dalej, docieramy do drugiego salonu. Dla odmiany, od wejścia wita nas uśmiechnięta Pani. Pyta, czego szukam, co mierzyłam, co lubię i pokazuje nam modele na manekinach i wieszaku. Zdecydowanie lepszy początek przymiarek w porównaniu do poprzedniego salonu, gdzie wiało chłodem i brakiem zainteresowania, dlatego zaczynam od początku - teraz w lepszym nastroju. Mierzymy kilka modeli, jest trochę lepiej, co więcej, pani z ciepłym uśmiechem mówi, że przyniesie nam jeszcze model, który powinien nam się spodobać - ma rację! Ostatni model, jej propozycja, leży na mnie najlepiej. Nie ma nic wspólnego z tym, co miałam w inspiracjach w telefonie, ale wyglądam pięknie. Ona mnie pyta, czy chcę przymierzyć welon, ( w głowie myślę, -skąd wiedziała?!) mierzymy i zaczynam nareszcie powoli czuć się jak Panna Młoda.
Nadal nie czuję tego wielkiego WOW o którym mówią wszystkie Panny Młode, ale oceniamy sukienkę na faworyta. Ponownie, pani zapisuje dla mnie nazwę modelu sukni wraz z ceną i wychodzimy.

Docieramy do 3 salonu. Ponoć ulubionego przez wszystkie Panny Młode, faworyta rynku ślubnego od lat -no, zobaczymy.., Pełna jednak nadziei po poprzednim salonie, mówię pani, czego szukam. Konsultantka pokazuje mi 3 modele, 2 inne wyciąga moja przyjaciółka, mama jakby już nieco wycofana, siada na kanapie. Mierzymy - pani konsultantka to gaduła, ale sympatyczna- energicznie zachęca mnie do zmierzenia jeszcze zupełnie innych modeli. I znowu zaskoczenie - sukienki, które w szafach wyglądały na mizerne, na mnie wyglądają całkowicie inaczej! Zyskują "to coś", co sprawia, że naprawdę mi się podobają.
Chciałam białą, bo mój Narzeczony mówił mi -ale proszę Cię, wybierz białą... Okazuje się jednak, że wszystkie te, które mają złamane kolory karmelu, czy nude prezentują się na mnie zdecydowanie lepiej. Wydawało mi się, że nie lubię cekinów i błyskotek.... No cóż... Tu również pełne zaskoczenie - nagle stwierdzam, że właśnie w nich najlepiej się czuje. Teraz już wiem, że poprzednie modele z dwóch poprzednich salonów odpadają. Mam tutaj swoje dwa typy i nawet mama i przyjaciółka przy tych dwóch sukienkach są zgodne i obie podzielają moje zdanie, że są najlepsze. Czy czuję, że to ta sukienka? Nie wiem -naoglądałam się tych durnych programów i czekam na łzy i emocje, a ich nie mam. Czuję się pięknie - owszem, ale mój pragmatyczny umysł podpowiada mi - zmierz jeszcze coś.

Idziemy do kolejnego salonu, zaraz obok tego ulubionego. W salonie na panny młode czekają dwie przymierzalnie i w tej chwili obie są zajęte. Musimy poczekać, więc zaczynamy metodycznie przeglądać szafy. Już spokojniejsze, bo w poprzednim salonie mam swoje numery 1. Już chyba jest mi łatwiej, bo wiem czego szukam. Głębokie V, odkryte plecy i szeroki dół. Aż sama jestem zaskoczona... Chciałam chyba rybkę, ale moje proporcje sylwetki zdecydowanie lepiej wyglądają w stylu księżniczki. Ja i księżniczka? W sumie dlaczego nie... Moje inne przyjaciółki będą błyszczeć- wiem to, więc chyba muszę się mocno wyróżnić. Nawet moja mama (czym mnie kompletnie zaskoczyła!) mówi, że powinnam wybrać głębszy dekolt i odkryte plecy, bo mi ładnie.
Pokazuje 4 modele a pani, która mnie obsługuje, patrząc na mnie pyta, czy nie chciałabym przymierzyć sukienki z wystawy. No dobrze, odpowiadam, ale tylko, żeby zrobić jej przyjemność, bo jest bardzo miła dla nas, a po pierwszych trudnych doświadczeniach, już spokojniej patrzę na wszystko. Jej propozycja została jako ostatnia. Przymierzam piękne sukienki, markowe i w sumie każda jest w porządku, jednak tylko jedna kradnie mi serce. O dziwo - to zupełnie inna - ta jest blisko ciała. To nie jest typowa rybka, ale opływająca rybka :). I chyba do mnie nawet mówi, czy coś :) bo czuję, że jest to suknia najbliższa ideału...Pani mnie pyta, czy chcę zmierzyć ją z welonem - chcę! Oczywiście, że chcę, bo sukienka jest idealna, naprawdę! Konsultantka mnie pyta czy chcę jeszcze przymierzyć tę ostatnią. Trochę niechętnie pozbywam się mojej faworyty i przymierzam tę ostatnią. Patrzę w lustro i nagle doznaję olśnienia - to jest TO! Sukienka leży jakby była szyta na mnie! Kręcę się w niej i jednak powróciłam do księżniczki, ale w najlepszym, wybiegowym wydaniu. Idealny dekolt, idealny tył, nie widać mi boczków ;) i widzę, że mama przeciera ukradkiem łzy. W takich dziwnych emocjach myślę, że to chyba ta! Jest idealna, wszystkie poprzednie typy gasną w świetle tej. Konsultantka z uśmiechem patrzy na mnie i mówi - jest wyjątkowa, nie znajdę dla Pani innej, bo ta jest dla Pani!
Zamyka mnie na chwilę w przymierzalni i pozwala się pokręcić i pobyć samej ze sobą. Tak sobie myślę, że ta chwila jest warta wszystkiego. Zamykam oczy i zaczynam się widzieć w tej sukni w dniu ślubu. Chwila, jeszcze tylko welon i rozpuszczę włosy. Chcę mieć hollywoodzkie fale zebrane z jednej strony. Wraca Pani, wyrywa mnie z moich marzeń, ale delikatnie pyta z ciepłym uśmiechem, czy zapisać jeszcze inne - nie, odpowiadam - tylko tę. Zabieramy się, jeszcze ukradkiem rzucam jej ostatnie spojrzenie i idziemy dalej.

Nabieram dziwnego wrażenia, że na tym salonie mogłabym skończyć, Mama mówi, że nie idźmy już dalej, ale Moja przyjaciółka nie odpuszcza i głosem rozsądku przekonuje nas do następnych salonów.
Przecież chciałaś jeszcze zobaczyć ten kolejny i ten następny salon.. Z tego ostatniego, no dobra, właściwie możemy zrezygnować.
Szukamy miejsca do zaparkowania i wchodzimy. Zdecydowanie to najpiękniejszy salon. Aż się chce tu zostać na dłużej i nawet tylko pobyć. Trafiamy na super miłą panią, która, tradycyjnie już, pyta co mierzyłyśmy
(ciekawe skąd one wiedzą, że byłam już gdzieś indziej, wyczuwają to? Bo chciałoby się powiedzieć, że nie, że ich salon jest pierwszy, ale nie jest, jest już 5...) Mówię, co mi się podoba, pani pokazuje różne kolekcje i pokazuje najciekawsze modele z nich. Są piękne, ale brakuje mi w nich "tego czegoś". Nagle, z szarej myszki stałam się stylową sroką - dziwnie się z tym czuję, ale naprawdę, zdecydowanie wolę błyszczące koronki.
Skoro już tu jesteśmy, decyduje się na przymiarkę kilku sukni. Są piękne i bardzo miłe w dotyku, nie gryzą jak niektóre, nie ocierają mi ciała, jak drapiące brokaty, ale mimo starań konsultantki, w każdej wyglądam tylko poprawnie. Na szczęście, ona też to widzi i nie walczy ze mną. Kończymy, bo moje serce bije już tylko dla poprzedniej sukienki. Dziękuję za pomoc i idziemy dalej.

Tutaj nieco lepiej się parkuje i znowu fajna, uśmiechnięta pani. Też pyta, co już mierzyłyśmy (skąd one to wiedzą?! ;)), więc nie udaję i mówię uczciwie, że mam już jedną faworytkę. Pani bardzo spokojnie pokazuje mi podobne modele, wybieram wstępnie znowu kilka i zaczynamy. Przesympatycznie, ale jednak żadna jakby nie na mnie. Przy moim dużym biuście, w tych modelach nie wyglądam dobrze. I znowu miłe zaskoczenie -pani z salonu nie walczy ze mną, nie wciska mi nic na siłę, sama mówi, że modele nie leżą najlepiej. Przynosi różne spódnice, ale naprawdę ja już nic nie mogę tutaj znaleźć. Moja loża szyderców jest już bardzo zmęczona i głodna, teraz już tylko kiwa głowami, albo zagląda w telefony. Po tych poprzednich emocjach widzę, że kompletnie już na mnie nie patrzą. Ale ja sama już chyba straciłam chęć na przymiarki kolejnych sukien.

Wychodzimy. Moja kochana mama mówi, że czas na jedzenie. Zjadając sałatki i popijając prosecco, wszystkie zgodnie stwierdzamy, że jedynym, słusznym wyborem jest sukienka z salonu numer 4. Mamy to! Naprawdę. Poszło sprawnie. Nawet, nawet.

Ale jedno, co chciałam tym tekstem przekazać, to stwierdzenie, że obsługa w salonie sukien ślubnych to najważniejsza rzecz. Naprawdę. Niechętne, nieprzyjemne lodowate panie są znacznie gorsze niż dręczące gaduły, a gorsze od nich są tylko te ekspedientki, które z góry na dół obcinają cię wzrokiem już na progu salonu i ty już wiesz, że oceniają, czy cię stać i czy w coś się wciśniesz. Nie piszę tego po to, by komuś poszło w pięty, wręcz przeciwnie - mam tylko nadzieję, że jeśli przeczyta to któraś z pań pracujących w salonach, które odwiedziłam, to będzie wiedziała, że o nią chodzi. Że zmieni nieco swoje zachowanie dla dobra nie tylko swojego biznesu, ale i swoich przyszłych potencjalnych klientek. Uśmiech i pomoc to podstawa, dzięki takim drobnym gestom, wybór sukni staje się naprawdę przyjemnym i wyjątkowym wydarzeniem.

 

Drogie przyszłe Panny Młode, jak Wam się podobała opowieść Agnieszki na temat jej wizyt w salonach mody ślubnej? Macie podobne doświadczenia? A może skrajnie różne? Podzielcie się nimi, z chęcią opublikujemy je na łamach naszego portalu! Swoje wrażenia możecie przesyłać do nas drogą mailową: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. lub, jeśli potrzebujecie naszej porady, skorzystajcie z maila: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.. Zapraszamy!

Redakcja abcslubu.pl

 

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Skomentuj